Tijan Meyer "Fallen Crest.Akademia"
„Fallen Crest.Akademia” była na mojej liście do
przeczytania w nowym roku, odkąd kiedyś w Internecie mignęła mi o niej informacja. Nie tak ważny był opis tej historii,
jednak coś mnie do niej ciągnęło od pierwszej chwili gdy zobaczyłam okładkę.
Gdy już się z nim zapoznałam, podkręciło to moją chęć zapoznania się z tą historią.
Moje oczekiwania po jej przeczytaniu zostały
spełnione, ale nie całkowicie. Pojawiły się pewne elementy które nie zagrały
się albo czegoś zabrakło, ale to już w dalszej części recenzji.
Główną bohaterką historii jest Sam. Już na samym
początku za dziewczyną chodzą same złe rzeczy – musi przeprowadzić się z matką
do jej nowego faceta i jego synów, jej ojciec ją ignoruje a jakby tego było za mało – jej chłopak okazuję się wielkim
dupkiem, a dwie jej bliskie przyjaciółki zdradzają ją. Wydawałoby się, że tyle
nieszczęść jak na jedną osobą to za dużo. Taka ilość potrafi złamać człowieka, jednak na dziewczynie nie zrobiły
najmniejszego wrażenia. Sam nie odczuwa złości ani nienawiści tylko zwykłą, chłodną
obojętność.
„Bo Ciebie nic
nie obchodzi. Tak już działasz. Masz wyrąbane na wszystko i przez to nikt nie
może ci nic zrobić.”
Taką postawę prezentuje bohaterka przez większość
czasu, jednakże po jej zachowaniu
w dalszej części historii odniosłam wrażenie, że wcale nie jest takim luzakiem
jakim stara się być. Nieraz targają nią emocje, a dziewczyna stara się je
zakopać w sobie –
w najtrudniejszych chwilach udaje jej się to za pomocą kilku godzinnych biegów.
Wracając do historii – dziewczyna zamieszkuje wraz z
matką i jej nowym facetem oraz jego dwoma synami, którzy narobili sobie złej
sławy w okolicy. Duet Mason i Logan Kade są dla wszystkich oznaką kłopotów. Bezczelni
i przystojni, typowi Bad Boys ze sporym powodzeniem. Z początku Sam ignoruje
swoich „braci”, nie afiszuję się z tym, że ich zna i mieszka z nimi. Niejedna dziewczyna z tego powodu piszczałaby ze szczęścia –
ale nie Sam. Z czasem ich relację się zmieniają. Bracia zaczynają traktować ją
jak swoją, co przysparza dziewczynie nie lada problemów i nieprzychylności ze
strony koleżanek. Jednak z jednym z braci sytuacja nie jest tak do końca jasna. Przypadkowo spotykali się nawet
przed samą przeprowadzką, zaiskrzyło nawet jeśli ze sobą nie rozmawiali a
mierzyli się na spojrzenia.
„W tamtej
chwili zrozumiałam, że on zawsze tak na mnie działał. Ta lodowa maska, którą
przywdziewałam, opadała za każdym razem, gdy kierował na mnie swoją uwagę.
Zdzierał
ją ze mnie, jakby odbierał dziecku cukierka.”
Dochodzimy w książce do momentu gdzie spojrzenia
przestaną wystarczać. Więcej zdradzić nie mogę. Historii w książce jest wiele –
różne szkolne dramaty, rywalizacje, zazdrość, imprezy, rodzinne problemy, jak
również miłosne albo napędzane pożądaniem – ogólnie na brak atrakcji nie można narzekać. Jeśli chcecie się dowiedzieć jakich
zapraszam do lektury.
Robiąc małe podsumowanie – początek książki mnie
wkurzał. Był strasznie chaotyczny, autorka rzucała nam jedną informację, a za
chwilę już było inaczej. Irytowało mnie to, ale im dalej szłam, tym coraz
bardziej wkręcałam się w historię. Dzięki temu nie chciałam przerywać czytania,
chociaż mimo to zdarzały się momenty kiedy musiałam się zatrzymać. Spowodował to
układ zdań. Nie wiem czy to wina tłumaczenia, czy pośpiechu, ale nie zawsze
mogłam zrozumieć sensu przeczytanego zdania. Było to sporadyczne, ale mimo
wszystko jest to dla mnie minusem. Ostatnie strony trochę mnie zdziwiły.
Zawarta tam scena w której bohaterowie pokazują swoje prawdziwe charaktery,
intrygi które prowadzili od samego początku. Ukazują patologiczne zachowania, mimo że niektórzy
przejawiali je już wcześniej, jednak to na sam koniec następuje ich niespodziewana
kumulacja. Jeśli chodzi o sam wątek romansu głównej bohaterki – zabrakło mi tu jakieś iskry. Zaczyna się
powoli, od iskierek, przeszło do małego, ledwo tleniącego się płomyka…. ale zabrakło tego momentu przejścia w
prawdziwy ogień. Myślę, że można było rozegrać to ciekawiej, ale to takie
drobne czepialstwo z mojej strony.
Jeśli chodzi o samych bohaterów zostali dobrze
dopracowani. Sama postać głównej bohaterki pozostaje dla mnie pewną zagadką. Nie
do końca wiem czy ona jest autentyczna, czy udaje. Plusem jest, że nie jest
kolejną słodką idiotką, a czasem swoim zepsuciem dorównuje słynnym braciom. Co
do samego Duetu Kadów – polubiłam ich. Nie są to na pewno typowi rycerze na
białym koniu i mają dużo za uszami, nie są też idealni ale wzbudzili moją
sympatię.
Jeśli ktoś myśląc nad przeczytaniem książki liczy na
romans z niegrzecznym chłopcem, który potem się staje się dobry, w której dziewczyna
jest szarą myszką – zawiedzie się. Myślę, że nie jest to książka dla wszystkich – są tu wulgaryzmy, nieodpowiednie zachowania
jak również dużo zepsucia, a nawet swojego rodzaju patologię i postawy które
nie są przez większość akceptowane. Bracia Kade są niegrzecznymi chłopcami i
pozostają nimi. Nie doświadczają oświecenia, nie zmieniają się. Jeśli ktoś
liczy na przemianę – tutaj jej nie znajdzie. Albo weźmiecie ich takich jakimi
są, albo wcale. Kadowie odkryli w tej części wiele ze swoich kart ale jestem
pewna, że mimo wszystko w ich rękawach dalej są jakieś asy. Jeszcze nie jednym
mogą zaskoczyć. Ja ich w sumie polubiłam i mimo, że nie do końca wszystko mi
pasowało w historii, to chętnie spotkam się z braćmi przy kolejnych częściach.
Klaudia Pałac
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu
Bardzo ciekawa recenzja. Planuję przeczytać tę książkę w najbliższym czasie :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziekuję, bardzo miło mi to czytać :) Również pozdrawiam i chętnie zajrzę :)
Usuń