Michał Gałwa „Dziewczyna ze snów”


Z Wydawnictwem Novae Res mamy swoje wzloty i upadki. Często trafiam na naprawdę fajne debiuty, innym razem na czytelniczy koszmarek, który przyprawia mnie o ból głowy. Przez lata blogowania odkryłam, że kierowanie się tylko marką, to nie jest dobre wyjście. Każde wydawnictwo ma swoje mocne tytuły oraz małe paszkwile. Dziewczyna ze snów plasuje się w tendencji zwyżkowej. Nie wiem do końca co się tam zadziało, jednak było to dobre i trzymające w napięciu, ale przejdźmy do konkretów. 

Miał rację. Była przerażona do tego stopnia, że już nawet nie mogła krzyczeć. Płakała, ale nawet na to już nie miała siły. Leżąc, przywiązana do krzesła, z rozbitą głową i ostrzem w udzie, które przy najmniejszym ruchu sprawiało potworny ból, Agatha pragnęła jedynie śmierci.



Jake Hopkins to nie wyróżniający się niczym siedemnastoletni chłopak, który chce obecnie jednego w życiu: zostać gdzie jest i nie przeprowadzać się do Iglastych Wzgórz, rodzinnego miasteczka swojej matki. Powodów jest parę. Po pierwsze jest to najbardziej nudne miejsce na ziemi. Nic się tu nie dzieje, a nie o takim miejscu marzy młody chłopak. Do drugie, nigdy nie poznał swojej matki, ponieważ umarła zaraz po porodzie. Nie czuł z nią więzi i wątpi żeby takie miejsce to zmieniło. Do tego ojciec nie chce o niej opowiadać. Może wyjazd nie jest taki bezcelowy? Dowie się czegoś o matce, jak rodzice się poznali, co skrywają Iglaste Wzgórza... 

Po przyjeździe coś się nagle zmienia. Mary senne Jake'a zmieniają się w koszmary na jawie. Bohater nie potrafi odróżnić rzeczywistości od majaków. Co robi kiedy tak naprawdę nie śpi? Czy mógłby kogoś zabić? Kim do diaska była jego matka i i kim jest tajemnicza Lucy? Coraz więcej pytań i nikłe odpowiedzi wpędzają chłopaka w obłęd. Czy uda mu się rozwiązać zagadkę własnej egzystencji? 

Leżałem spokojnie, czekając na moment, w którym przypomnę sobie swój sen. Jednak dziwne mi się zdało to, że obudziłem się tak spokojnie. Tak, jakbym o niczym nie śnił. Ćwierkanie przerwał nagle kobiecy wrzask w korytarzu.

Prawda, że opis jest bardzo ciekawy? Nie inaczej jest z książką. Gdybym nie znała nazwiska autora, to pomyślałabym, że w moje ręce wpadł tytuł amerykańskiego autora. Szczególnie, że bohaterowie mają obcobrzmiące imiona, a i miejsce gdzie rozgrywa się historia, jawi się jak amerykańskie miasteczko. Nie banuje rodzimego rynku, ale nigdy nie ukrywałam, że bardziej przypada mi do gustu zagraniczne pisarstwo. Cieszę się, że polscy twórcy poprawiają styl, wartkość akcji oraz poziom tajemnicy, który potrzebny na wysokim poziomie w przypadku kryminałów lub thrillerów. 

I właśnie to dostałam podczas czytania książki Michała Gałwy. Ciekawie skonstruowaną historię, której nie brakuje mroku, tajemnicy, wyważone tempo i zagadek Bohater i jego sny to temat przewodni. Co jest prawdą, a co marą senną? Jak to rozróżnić w trakcie trwania? Twórca w umiarkowany sposób analizuje poczynania bohatera, ale nie rozkłada ich na czynniki pierwsze. Dzięki temu, nie ma przesytu psychoanalizą. 

Bohaterowie są stworzeniu ze względną szczegółowością. Czytelnik poznaje najważniejsze fakty i nic poza tym. Fani przydługiego rozczulania się będą płakać, a ja się cieszę. Ile można przynudzać o tym czy tamtym. Niestety coraz częściej można spotkać zbędne wypełniacze tekstu w powieściach. Są potrzebne, ale nie w ilościach przysłaniających najważniejsze aspekty. Całość jest spójna. Każdy wprowadzony wątek jest potrzebny i scala się zresztą. Mimo ze książka osadzona jest w 1967 roku, to czuć atmosferę ówczesnych czasów. Można powiedzieć, że autor zastosował ponad czasowy wątek, który przyjmuje się w każdym czasie. Nieważne jak i gdzie. Ważne, że wciąga, szokuje i daje czytelniczą satysfakcję. Tego na pewno nie brakuje. 

Na jednym z sześciu łóżeczek leżało zawiniątko z małym chłopcem. Nie potrafiłem zrozumieć tego snu. Był jak wspomnienie, którego nie miałem prawa sobie przypomnieć. To nie moje wspomnienie. 

Powieść czyta się nadzwyczaj dobrze, aż za szybko. Nie mogłam uwierzyć, że już ją skończyłam. Bardzo żałuję nie do końca dobrego zakończenia, ale wiadomo, że taki odbiór jest rzeczą subiektywną. Nie da się zadowolić wszystkich. Po prostu zabrakło mi magii powieści. Przez całą książkę czułam ekscytację, a końcówka dałam mi lekkie mrowienie. Po prostu zwykłe pod względem całego tytułu. Nie wiem dlaczego, aż tak bardzo się zawiodłam. Może autor mnie rozpuścił swoim poziomem pisania? 

Jednak całość serdecznie polecam. Jest to dobry thriller, który zostaje na dłużej w głowie. Nie ma poczucia oszukania czy czytelniczego niesmaku. Oby tak dalej się działo na polskim rynku! Panie Michale chylę czoła i czekam na dalsze dzieła. Tylko proszę nie zwalniać tempa na końcu, bo chyba się załamię.

Katarzyna Gnacikowska/Sowix

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Novae Res.


1 komentarz:

  1. Wydaje mi się, że każde wydawnictwo ma swoje wzloty i upadki, ale w przypadku Novae Res podziwiam to, że dają szansę tylu debiutantom. Zależy jak wykorzystają swoją szansę. :) Książka serio brzmi intrygująco, a do tego ta okładka fajnie wyszła. Chętnie po nią sięgnę. Dzięki za rekomendację!

    OdpowiedzUsuń