Oksana Pankiejewa "Ludzie i duchy"


Fantastyka, która wychodzi spod pióra kobiety od zawsze mnie interesowała. Słowiański odłam gatunku jest powiewem świeżości na rynku wydawniczym. Jedną z czołowych autorek jest Oksana Pankiejewa. To właśnie ona stworzyła serię Kroniki Dziwnego Królestwa. Jej historie sprawiły, że rzeszę fanów niecierpliwie czekają na każdą, następną książkę. I nic dziwnego. Potrafi stworzyć bardzo wciągającą fabułę, od której nie da się oderwać. Zapraszam Was na krótką recenzję kolejnego dzieła.

„Wspaniała perspektywa - pomyślał Szellar, tracąc dobry humor. Kompletnie nie miał ochoty umierać długo i w męczarniach, psując sobie doskonały nastrój.” 


Fabuła

Ludzie i duchy to czwarty tom serii Kroniki Dziwnego Królestwa. Poprzednie to Przekraczając granice, Pierwszy dzień wiosny oraz Na przekór przeznaczeniu. Autorka ponownie zaprasza do świata smoków, odważnych mężczyzn, lękliwych chłopaczków oraz walki o władzę. 

Kolejna odsłona serwuje nam kontynuacje poprzednich potyczek. Rozwija się temat wielu rzeczywistości. Przecież jeden świat to za mało jak dla takiej ekipy! Na jednym z nich dzieje się bardzo nieciekawie. Cantor zostaje porwany i nie wiadomo co się będzie z nim działo dalej. Jakby tego było mało, Szellar prawie umiera. Nawet on nie może przejść obojętnie obok postrzału. Wszystko się miesza oraz komplikuje, a to dopiero początek zabawy w kolejnej części. Co się będzie działo dalej? Czy Szellar przeżyje, a może już na zawsze opuści czytelników? I co z Cantorem?

Moim zdaniem

Kolejny raz wchodzę do głowy autorki. Mimo że seria jest bardzo wciągająca, nie mam ostatnio czasu na nadprogramowe czytanie. Obiecywałam sobie - kiedyś sięgnę po czwarty tom. Na pewno nie teraz. Oczywiście moje przysięgi spełzły na niczym, kiedy tylko zobaczyłam okładkę oraz dostałam propozycję zrecenzowania. Kobieta zmienną jest... Od razu zasiadłam do czytania. Nie liczył się obiad, porządki, ani zobowiązania. Ja po prostu musiałam skończyć ten tom!

Podczas czytania dzieł twórczyni zawsze mam problem moralny. Jednocześnie chce wiedzieć jak potoczą się losy bohaterów, ale też nie mam ochoty kończyć dzieła. Przecież na nową część trzeba będzie poczekać. Rozterki są, ale przewracane kartki robią swoje. W dwa dni skończyłam czytać. Jak zwykle pojawił się kac książkowy. Jednocześnie dostałam odpowiedź na pytanie, czy kolejny tom potrafi czymś zaskoczyć. Tak! Przecież smoki, dzikie krainy i walka, to już oklepane tematy. A jednak. Można zrobić coś nowego.

„Cantor biegł po wypalonej pustyni, tracąc oddech z gorąca i ocierając pot z czoła. Sucha ziemia dudniła pod nogami, jaskrawe słońce prażyło plecy, mokre włosy paskudnie kleiły się do ramion i cały czas właziły do oczu.”


Wyjątkowość całej serii przejawia się w tym, że w każdej kolejnej części pojawiają się nowe wątki. Oczywiście są nawiązania do poprzednich, ale niespodziewanie mamy do czynienia z kolejnymi przygodami. I tak, Szellar, po rozterkach z poprzedniej powieści, zostaje postrzelony. Rana jest nieciekawa, nikt nie daje mu szansy na przeżycie. Tylko zaraz, jak to tak bez władcy. Ok, kręcił nosem na ożenek, ale nie można odstrzelić głowy państwa! Kto będzie dowodził? Kolejny raz mężny i ciekawski Szellar będzie musiał walczyć o to, co mu się należy.

Ale nie tylko o nim jest ta część. Autorka dużo uwagi skupiła również na Cantorze, rozkosznym osiłku, który będzie walczył z oprawcami. Jak to się stało, że udało się go porwać? Jego? Najsilniejszego i nienaruszalnego obywatela. Fragmenty opisujące jego przygody były naprawdę wciągające. Nie zabrakło również elfów, nimf, poetów, rozrabiaków żartownisiów, którzy mniej lub bardziej wpływali na fabułę. A całość jest jak zawsze połączeniem rubasznego humoru, ciekawej akcji, seksualności, nimfomanii, dużej ilość bijatyk, zadufania, walki o swoje oraz lekkiej nutki miłości. 

Taki kombos to fantastyczna uczta dla fanów gatunku oraz czytelników dopiero rozpoczynających przygodę w świecie, gdzie reguły są pomijane, a ich łamanie wręcz wskazane. Wiem, że seria nie ma najszybszej akcji świata. Jest wiele momentów, gdzie płynie tak wolno, że aż staje w miejscu. Jednak jest to zabieg celowy (w mojej ocenie). Autorka daje na chwilę odpocząć czytelnikowi, przed kolejnymi przygodami. Jak już się zacznie dziać, to człowiek jest zasypywany mnogością informacji. Na całe szczęście są dobrze przyswajalne i nie trzeba się zastanawiać o co chodzi.

„Cantor nie próbował się ruszać, aby nie wywołać jeszcze większego popłochu ani nie musieć odpowiadać na pytania, jak się czuje i tym podobne. Zwyczajnie rozluźnił się i uznał, że najlepiej będzie, jak faktycznie zaśnie.” 



Autorka pisze w sposób zrozumiały oraz klarowny. Język jest bogaty, kwiecisty, ale nie przekombinowany. Nie czuć tutaj górnolotnego tonu, raczej sarkastyczny polot. I taki zabieg jest zawsze mile widziany przez moje oczy. Seksualne odniesienia wpleciono z klasą. Nie ma miejsca na zmieszanie czy niesmak. Mam wrażenie, że wszystko jest na podobny poziomie, jakby autorka naprawdę długo zastanawiała się nad całokształtem powieści.

Jestem na tak. Mimo że fantastyki na rynku jest pełno, to Oksana Pankiejewa wprowadza coś ciekawego do każdego tomu. Schematy nie są powielane, przez co chce się poznać dalszą cześć historii. Każdy tom wnosi coś nowego. Mam nadzieję, że temat wielu światów będzie dalej rozwijany, a twórczyni piszę następny tom. Oby tak! Wydarzenia nie mogą się przecież tak skończyć!





Za książkę dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc




Katarzyna Gnacikowska/Sowix

3 komentarze:

  1. Brzmi naprawdę zachęcająco, będę musiał nadrobić tę serię. Mam nadzieję, że znajdę czas. :D

    Pozdrawiam jeżowo
    Nikodem z https://zaczytanejeze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam w planach tę serię i po tej recenzji chyb wreszcie nadrobię moje plany czytelnicze :)

    OdpowiedzUsuń