Karolina Klimkiewicz "Jeśli tylko..."


Czasami w moje ręce "wpadają" książki, o których ciężki mi napisać. Zazwyczaj wtedy tworzę listę jej wad i zalet, plusów i minusów, bo trudno jednoznacznie stwierdzić, jakie wywarła na mnie wrażenie. Niecodzienny pomysł na fabułę, sympatyczni bohaterowie i dobre wykonanie, a mimo to wciąż towarzyszące uczucie braku perełki, tego elementu, który doskonale dopełni całość. Tak było i tym razem. "Jeśli tylko..." to debiut nowej autorki na rynku wydawniczym Karoliny Klimkiewicz. Jak ostatecznie wypadła w mojej ocenie? Zapraszam do zapoznania się z całością recenzji.



"Jeśli cuda zdarzają się tuż obok cierpienia, są jeszcze bardziej widoczne, jeszcze bardziej chcemy w nie wierzyć i nawet nie staramy się im zaprzeczyć. Mimo że zmienia się wszystko, każdy ma nadzieję, że w tym szaleństwie jest chociaż odrobina dobra."

Główny bohater ma na imię Leo, co skojarzyło mi się od razu z naszym Leonem. Piękne, szlachetne i dość stare imię, które coraz rzadziej spotykamy u dzieci czy też dorosłych. Razem z Leo śledzimy jego losy od małego chłopca po mężczyznę, bo to właśnie on jest narratorem. Wiemy również o tym, że cieszy się w życiu ogromnym powodzeniem zarówno u kobiet, jak i w sprawach biznesowych. Stara się niczym nie wyróżniać, prowadzić normalne oraz spokojne i ustatkowane życie. Pokuszę się o stwierdzenie, że jako główny bohater jest mało wyrazisty i konkretny, by zapaść w pamięć na dłużej. Brakuje mi w nim iskierki silnej osobowości. Przyćmiła jego osobowość bezapelacyjne Leila kolejna bohaterka, która postawiła Leo w swoim cieniu. Poznali się jeszcze jako dzieci na plaży i od tej pory stoją za sobą niczym mur, mimo że to jedyne miejsce ich spotkań. Leila staje się powierniczką i najlepszą przyjaciółką mężczyzny, z czego on zdaje sobie doskonale sprawę.

"Jako małe dzieci jesteśmy po protu sobą. Mimo że bywamy wtedy okrutni, wynika to z dziecięcej szczerości. Nie udajemy nikogo, kim nie jesteśmy. Im stajemy się starsi, tym bardziej próbujemy być każdym, tylko nie sobą."

Każdy z nas, kto poznaje inną osobę, zaczyna do niej czuć coś więcej niż tylko sympatię, pragnie spędzać z tą osobą, jak najwięcej czasu. Zazwyczaj wspólnie wychodzi się na randki, poznaje wzajemnie znajomych oraz rodzinę. W książce natomiast nasza para się izoluje. Oprócz Leo nikt inny z jego otoczenia nie miał przyjemności poznać Leile. Nasuwa się pytanie, czy to miłość, a może przyjaźń? Osobiście mam wrażenie, że to miłość, ale także rodzaj uzależnienia od drugiego człowieka. Wiedzą o sobie wiele, potrzebuję i pragną wzajemnie, a jednak nie mogą być razem coś niewidocznego stoi między nimi. Leo pragnie zrozumieć, dlaczego nie może być blisko niej. Mija wiele lat, poznaje Ninę, z która wiąże się w małżeństwie, doczekują się potomka. Miałam wrażenie, że Leo pragnie zagłuszyć myśli po ukochanej inną kobietą, czego absolutnie nie popieram. Uważam, że za wszelką cenę od razu powinien wyjaśnić wszelkie tajemnice.

"Jeśli tylko..." to fascynujący i ciepły debiut, który czyta się szybko i bardzo miło. Dodatkowo książka ma małe gabaryty, co pozwala nam sprawnie przejść przez kolejne etapy. Bardzo urzekła mnie sprawność autorki we wplataniu wątków tak, że żaden z nich ze sobą nie kolidował. Widać, że Karolina Klimkiewicz posiadała pomysł na tę powieść, nic tu nie jest tu udawane, upychane na siłę czy opisywane z przymusu. Tak naprawdę mankamenty, które wyłapałam z czystym sercem, mogę jej wybaczyć, ponieważ jako debiutantka napisała książkę bardzo dobrze. Podczas czytania towarzyszy nam wielka niepewność, ciepło bijące od bohaterów, chęć popchnięcia ich ku sobie i ciekawość, która pragnie zostać zaspokojona. Muszę powiedzieć też, że był moment, gdzie byłam mocno zaskoczona rozwiązaniem, jakie wprowadziła autorka, bo zupełnie się go nie spodziewałam. Nie chce jednak go ujawniać, ponieważ to zabrałoby wam radość z odczytu.

"-Teraz twoje wschody i zachody słońca, twój księżyc, twój wiatr, zieleń, szum morza i śpiew ptaków, teraz cały wszechświat to będą te dwie istoty i dla nich musisz o siebie dbać(..), dla nich musisz żyć."

Kiedy książkę przeczytała moja znajoma, powiedziała mi, że na trzeźwo nie da się jej przejść. Potrzebowała duży kieliszek dobrego wina, bo nie rozumiała braku zdecydowania u Leo. Ja natomiast uważam, że to nie jest książka dla każdego, ją trzeba poczuć sobą, wczuć się w bohaterów. "Jeśli tylko..." należy do książek, z których nie można się wyrwać, stracić rytmu, bo potem trudno na nowo poczuć te emocje. Polecam i polecać będę, bo to kolejna autorka, debiutująca, co warto zaznaczać, która wprowadza w książkowy świat coś nowego, ma potencjał.

Patrycja Łazowska 

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu Novae Res.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz