Brendan Kiely "Ostatnie prawdziwe love story"
Moja droga przez ścieżkę egzemplarzy recenzenckich wiedzie już prawie dwa lata. Przez ten czas napotkałam wiele gatunków napisanych na zróżnicowanym poziomie o szerokiej tematyce. Kilka z nich od razu po przeczytaniu odłożyłam w szary kąt biblioteczki, inne zaś wciąż tulę ciepło do serca. „Ostatnie prawdziwe love story” zalicza się właśnie do takich. Otrzymałam niepozorną książkę oprawioną w lekkie, przyjemne dla oczu kolory. Sugeruje nam, że zawarta w niej książka należy do tych lekkich, młodzieńczych z dobrą muzykę w tle. Okazuje się jednak, że ta powieść skrywa w sobie drugie dno. Porusza temat porozumienia między pokoleniowego, uczuć łączących wnuka z dziadkiem. Dochodzi również nastoletni wątek miłosny zróżnicowany środowiskiem oraz cechami charakteru. Nie braknie również zwariowanego zwierzęcia i niepełnej rodziny. Czy każda z tych płaszczyzn ma prawo się połączyć i wypełnić?
"Mam wrażenie, jakby całe życie ludzie mówili mi, kim nie jestem. Ciągle czuję, czym nie jestem, czy też czym jestem nie w pełni. Chciałabym po prostu czuć się częścią czegoś. Chcę być czymś, czym jestem. W pełni."
Hendrix jest typem samotnika. W przeciwieństwie do swoich rówieśników izoluje się od otaczającego go środowiska. Nigdy nie wybierał się na imprezy, nie miał dziewczyny, a nawet nie zrobił prawa jazdy. Być może jego negatywna postawa wynika z braku męskiego oparcia w domu rodzinnym. Dodatkowo matka Hendrixa ciągle przebywa poza domem, co dodatkowo pozbawia chłopaka rozmówcy na tematy, które w jego wieku są codziennością. W moim odczuciu zawiera on w sobie ogromne pokłady uczuć, które genialnie upychał w szufladkach swojego umysłu, wylewając je tylko w stosunku do chorego dziadka, którego matka naszego bohatera umieściła w domu starców. Hendrix boi się o mężczyznę, dodatkowo niepokoją go jego coraz częstsze napady oraz zanik pamięci. Gdy jego dziadek po raz kolejny wspomina o zmarłej żonie jak o zupełnie żywej osobie, pęka w nim ziarno wolności. Chłopak porywa się na szaloną decyzję, jednak nie jest w niej zupełnie sam.
W zrealizowaniu podróży ku miejscu, które niegdyś było zalążkiem miłości dziadków chłopaka, pomaga Corrina. Zajmuje ona w sercu Hendrixa szczególne miejsce, to tak naprawdę jego pierwsza, dojrzała miłość. Dziewczyna decyduje się na ten krok, ponieważ pragnie uwolnić się od rodziny oraz rozpocząć prawdziwą, muzyczną karierę, co w obecnym miejscu zamieszkania jest niemożliwe. Nikt nie docenia Corriny, a granie na pobocznych uliczkach naraża ją tylko na pośmiewisko znajomych.
Hendrix podstępem zabiera chorego na Alzheimera dziadka i wspólnie ruszają w podróż, której koniec ma okazać się szczęśliwy. Wiedzie ich długa i jakże męcząca droga z Los Angeles do Nowego Jorku. Każdy z uczestników tej wyprawy oprócz najpotrzebniejszych rzeczy ma ze sobą bagaż, doświadczenia, kłębki myśli i osoby, które w sercu mają swoje własne głębokie miejsca. Nie wiem, co musi czuć nastolatek po stracie ojca, co czuje młoda kobieta, która nigdy nie widziała swoich rodziców, a obecni są tymi z najgorszych snów. Jakie uczucie towarzyszy, gdy nagle z naszego życia znika osoba, z którą dzieliliśmy spory szmat wspólnego czasu. Jak odnaleźć się w takiej rzeczywistości?
"Walczymy za to, co kochamy, a nie za to, kim jesteśmy."
„Ostatnie prawdziwe love story” to historia szczerze tkliwa i, mimo że zalicza się do powieści młodzieżowych, to nie jeden z dorosłych wyniósłby z niej ogromną lekcję. Książka napisana została przystępnym językiem jednak w tak dobry sposób, że każdą kolejną kartkę przewracało się z przyjemnością. Okazuje się, że ludzi tak od siebie odmiennych, zupełne przeciwieństwa połączyć może samotność, jeden czynnik, który splecie ich losy na o wiele dłużej. To historia o przełamywaniu barier, odnajdywaniu siebie, poszukiwaniu lepszego życia i wiary, która podobnie jak nadzieja umiera ostatnia.
Rozluźniającym atmosferę aspektem książki jest Grzmot pies Hendrixa, który odgrywa tutaj zabawną rolę. Nie bez powodu dostał swoje imię, o czym mamy okazje przekonać się już po kilku kartach powieści. Jednak jak na każdego psa przystaje, chroni swojego pana, będąc jego najlepszym przyjacielem. Grzmot potrafi obronić chłopaka, o czym tym możemy przeczytać.
Jeśli lubicie usiąść przy książce, która was wzruszy, wprawi w zadumę, to ta propozycja jest właśnie dla was. Brendan Kiely pokazuje, że poważne tematy poruszać można również w książkach dla nastolatków, a nie każda młodzieżówka skupiać musi się wokół schematów.
Moja ocena: 10/10
Za możliwość przeczytania dziękuję bardzo Wydawnictwu Młody Book.
Patrycja Łazowska
Mi ta książka się nie spodobała :) trochę zjechałam ją w swojej recenzji, ale cóż... tak czuję, co poradzę :)
OdpowiedzUsuń