Anna Krzyczkowska - "Niczemu winne".






Wydawnictwo SZARA GODZINA zaprezentowało nam dwudziestego szóstego września moim zdaniem bardzo ciekawą książkę. "Niczemu winne" jest powieścią debiutancką w świecie wydawniczym. Anna Krzyczkowska- blogerka, pisarka, miłośniczka zwierząt, pasjonatka psychologii - pokazuje nam jakie niekiedy życie potrafi być skomplikowane. Anna swoją książką nie raz, nie dwa doprowadziła mnie do łez. Czytając ją próbowałam choć przez chwilę wcielić się w odczucia Laury. Szczerze powiedziawszy strata każdej bliskiej nam osoby jest straszna. Nie chcę wyobrażać sobie co musi czuć matka, która musi pochować swoje dziecko przed sobą, a tym bardziej kiedy nawet nie ma możliwości poznania swojego skarbu. Widzi tylko małą białą trumienkę. 

"Nie chciałam żadnej pomocy. Nie zasługiwałam na nią. Ja mojemu dziecku nie pomogłam. Nie zrobiłam nic. Nie umiałam nawet wybłagać, by zostało przy mnie dłużej niż jeden dzień".

 Na pierwszy rzut oka, kochająca się rodzina, piękny dom, psiaki i niestety następuje wewnętrzny dramat. Laura oraz Maciej przez pięć miesięcy są najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem. Spodziewają się synka- Mikołaja. Bardzo czekają na jego przybycie do swojego domu w Warszawie. Przygotowują dla niego piękny pokój. Laura chodź obiecywała, że nic nie będzie kupować, nie może się powstrzymać na widok pięknych niemowlęcych śpioszków, których wzorem jest strój Świętego Mikołaja. Jednak z dnia na dzień  tracą swój najcenniejszy skarb - syna pierworodnego. Ich świat legł w gruzach. Wszystko przestało się liczyć. Główna bohaterka przechodzi wewnętrzny dramat. Już nic nie ma dla niej znaczenia. Musi pochować syna, swoje wyczekane marzenie.
Jakiś czas później dowiaduje się, że jej siostra spodziewa się dziecka. Karolina to dość specyficzna osoba. Niczym ani nikim się nie przejmuje, prowadzi dość rozwiązły sposób bycia. Dla Laury jest to cios poniżej pasa. Nie chce patrzeć na siostrę, po urodzeniu siostrzeńca na niego również. Kobieta jest zrozpaczona, że jej dziecko nie mogło żyć. Przy stylu życia jaki prowadziła Karola trudno było dowiedzieć się kto jest ojcem Kacperka, sama nawet nie chciała wiedzieć. Laura małymi kroczkami postanowiła się wziąć za siebie. Zaczynała od spacerów, patrzenia na siostrzeńca, następnie dotknięcie małego. W jednej chwili pokochała go jakby był jej. 



[...] " Lepiej kochanie, nie mieć nic,niż mieć coś na siłę. Lepiej zbierać resztki i łatać dziury, niż tych luk nie zauważać."

Maciek jest bardzo kochającym mężem, wspiera żonę, pomaga podnieść się z głębokiej żałoby. Sam również bardzo cierpiał. Zajmował się Kacperkiem, kochał go. Dzięki małemu właśnie Laura wróciła do żywych. Małe rączki, stópki i wielkie serce! Właśnie tego im brakowało. Małżeństwo kwitło, stosunki między nimi były bardzo przyjazne - bardzo się kochali, ale jednak Laurze wciąż czegoś brakowało. Wyobrażała sobie wiele scenariuszy związanych z planowanym potomstwem. Czekali, starali się i nic z tego. Przygnębiało ją to. Całe swoje super matczyne moce przelewała na siostrzeńca. Rozpieszczali go, dbali o niego, zabierali na wycieczki do Chłapowa skąd pochodzili. Dziadkowie wprost uwielbiali tego małego urwisa, świata poza wnukiem nie widzieli.

Niestety w pewnym momencie ich sielanki, wszyscy dowiadują się, że Karola jest chora. Stwardnienie rozsiane niestety siało spustoszenie w organizmie kobiety. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Laura i Maciek stwarzali rodzinę Kacprowi. Karolina bardzo tego chciała. Kiedy już nie dała rady i psychicznie i już fizycznie- popełniła samobójstwo. Opiekę nad synem powierzyła siostrze, zostawiła również listy. W pokoju Karoliny w domu rodzinnym czekał na Laurę pamiętnik siostry. Z niego dowiedziała się, kto jest ojcem Kacpra. Szok, zdziwienie, rozpacz- te uczucia towarzyszyły kobiecie. Dowiedziała się, że jej "idealny" mąż jednak nie jest taki wspaniały. Nigdy nie spodziewała się,że Maciej może ją zdradzić i być ojcem Kacpra. Laura po paru tygodniach dochodząc do siebie po zdradzie siostry i męża zaczyna walkę o dobro chłopca.
Szczęściem w nieszczęściu okazuje się, że spełniło się największe jej marzenie ...



" A może zaczynałam rozumieć, że cały mój piękny świat zbudowany był na obrzydliwym kłamstwie ? Chyba wciąż kochałam tego, który najmocniej mnie skrzywdził. 
 Książkę jak najbardziej gorąco polecam ! Można z niej czerpać momentami siłę i nadzieję. Pokazuje, że nie zawsze chodzi o to aby na siłę biegnąć za marzeniami, czasem trzeba przystopować i chwilę odczekać. Nic nie przychodzi od razu, ani na siłę. 

Anna Gołuch-Bidas 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz