#8 Agnieszka Lis
Dziś na blogu mam przyjemność gościć wspaniałą pisarkę Panią Agnieszkę Lis. Z wykształcenia zarówno dziennikarka jak i pianistka. Na swoim koncie posiada już wiele wspaniałych pozycji, z którymi warto się zapoznać m.in "Jutro będzie normalnie" czy "Samotność we dwoje". Zapraszam do lektury.
- Opowie Pani o swoich domowych, świątecznych tradycjach? Czy wśród nich znajduje się miejsce na książki?
Jak
to - na książki? Jak mogłoby nie być książek w moim domu? To
jest poza wszelkim wyobrażeniem ;-)
Panuję
nad książkami tylko dlatego, że inaczej po prostu by mnie
zasypały. To znaczy, ja twierdzę, że panuję, mój mąż jest
przeciwnego zdania. Nie wiem dlaczego uważa, że kredens w kuchni
nie jest na książki. A niby na co? ;-)
Nie
wyobrażam sobie życia bez książek. Nie zasnę, jeśli nie
przeczytam chociaż kilku stron. Staram się też uczyć tego moje
dzieci. Starszy syn już połknął bakcyla. W ogóle uważam, że
rola książek w edukacji jest nie do przecenienia. A że jestem
belfrem, chyba z urodzenia i przekonania, i z zawodu także, to
edukacja bardzo mnie obchodzi.
Wyjeżdżając
na wakacje, zabieram kilka książek. Nigdy nie poprzestaję na
jednej. W święta też czytam, i to jak najwięcej. To jest dla mnie
wypoczynek - czytanie, nie tradycyjnie polskie siedzenie przy stole.
Chociaż gotować lubię i z przyjemnością przygotowuję smakołyki
na święta.
A
tradycje świąteczne? Jestem pod tym względem niezwykle banalna –
rodzina, rodzina i jeszcze raz rodzina.
- Jakie doświadczenia przyniosło Pani czytanie?
Od
dziecka połykałam książki. Można powiedzieć, że mnie
ukształtowały, chociaż prawdziwsze byłoby stwierdzenie, że
ukształtowały mnie dwie rzeczy: czytanie i granie na fortepianie.
Jestem z wykształcenia pianistką, uczę w szkole muzycznej, całe
dzieciństwo spędziłam albo przy pianinie, albo czytając. Nie
lubiłam wychodzić na podwórko… Muzyka nauczyła mnie
systematyczności i konsekwencji, czytanie – rozwinęło
wyobraźnię. To tak w dużym skrócie. Dzięki temu dzisiaj potrafię
się sprawnie zorganizować. Praca, dom, dzieci, pisanie, wszystko ma
swoje miejsce, i chociaż czasem jest ciężko, bardzo ciężko, i
nie dałabym rady bez pomocy mojego (wspaniałego!) męża i
rodziców, to jednak się udaje. A to już coś, prawda?
- Gdyby nie pisanie to co? Jak widziałaby Pani swoją ścieżkę kariery? W końcu na swoim koncie ma Pani naprawdę wartościowy dorobek.
Jak
to „nie pisanie”? Pani Patrycjo, nie ma takiej opcji! Nie
wyobrażam sobie życia bez pisania. Pisałam zawsze. Najpierw do
szuflady, w ogóle bez intencji wydawniczych. Z początku miało to
dla mnie wymiar bardziej terapeutyczny niż literacki, ale zawsze
było. Od kiedy nauczyłam się składać na papierze litery.
Skończyłam
studia muzyczne, skończyłam studia dziennikarskie, i pracowałam
korporacyjnie. Poważnie! Po dwanaście godzin, czasem po szesnaście.
Pod koniec kariery powiedziałam – stop. Pracowałam po osiem
godzin dziennie. I już przestałam należeć do tego biurowego
świata. Musiałam zmienić pracę.
Wróciłam
do uczenia gry na fortepianie. I daje mi to nieporównanie więcej
satysfakcji.
Część
swoich korporacyjnych doświadczeń zarwałam w Pozytywce. Nie
ma tam konkretnych osób ani firm, są jednak zdarzenia bliskie
rzeczywistości, choć nie wprost skopiowane.
Gdzieś
w tak zwanym międzyczasie napisałam swoją pierwszą powieść.
Była do kitu. Do niczego się nie nadaje, a już na pewno nie do
czytania. Nauczyła mnie jednak dużo i teraz nad każdym kolejnym
tekstem – dużo pracuję. Nie wystarczy tylko napisać. Proces jest
znacznie dłuższy. Zaczyna się długo przed pisaniem i kończy
długo po napisaniu. Ale mniejsza z tym, to już sprawy warsztatowe,
nie będę nimi zanudzać.
Czasami
zresztą myślę, że to trochę krygowanie się. Ciężka praca przy
biurku? W kopalni, to jest praca! Ale ja bym w kopalni nie dała
rady. Pracuję, jak umiem…
Jednak
mam nadzieję, że Czytelnicy dostrzegą, albo dostrzegają, że
każda kolejna powieść, każdy kolejny tekst – jest lepszy. W tym
kierunku w każdym razie staram się podążać.
A
dorobek? Jest, coraz większy. I bardzo proszę mi życzyć, bardzo o
to proszę, żeby był coraz większy. Żeby to był dopiero początek
;-)
- Czy na swojej drodze znalazły się osoby, które nie doceniają Pani twórczości? Od początku uważały, że to nie jest dobre zajęcie?
To
mało polityczne pytanie ;-) Mój mąż nie bardzo ceni działalność
pisarką… przez długi czas uważał ją za niezrozumiałą
fanaberię swojej żony. Pisałam po cichu, może nie w ukryciu, ale
wtedy, gdy rodzina spała, albo była zajęta czymś innym. Mąż w
pracy, dzieci w szkole, a że ja do pracy idę po południu, to po
ogarnięciu domu, ugotowaniu obiadu – siadałam do pisania. Cały
czas właściwie tak jest, chociaż teraz już mąż bez skrzywienia
przyjmuje wiadomość, że mam coś pilnie do napisania albo
przeczytania, i w związku z tym wieczorem „nie będzie mnie” w
domu.
Mało
feministyczny obrazek, prawda?
Nikt
nie powiedział, że w życiu jest łatwo.
Jeśli
zaś chodzi o docenienie wartości literackich… to jestem swoim
najgorszym wrogiem. Krytyczna aż do bólu, dlatego cyzeluję tekst
jak długo się da, ale po wydaniu – już nie czytam. Dalej
chciałabym poprawiać coś, czego poprawić już się nie da. Nie
chcę się sama zamęczyć.
- Pisze Pani, ale czy też równie dużo czyta? A może posiada Pani pokaźną biblioteczkę?
Tak,
tak, tak!
Czytam
bardzo dużo, książek mam kilka tysięcy.
Uwielbiam
książki!
Zresztą,
mówiąc szczerze, nie wyobrażam sobie, żeby osoba pisząca nie
czytała. Słyszałam o takich teoriach, ale nie wierzę, żeby ktoś
wyrażał je poważnie.
- Coraz więcej młodych ludzi myśli o napisaniu swojej książki, czy pochwala Pani ten zapał? A może uważa, że warto do pewnych spraw dorosnąć, zastanowić się?
Zawsze
pochwalam pracę i chęć zrobienia „czegoś”. Samo się nic w
życiu nie zrobi. A że warto dorosnąć? – to oczywiste. Warto też
poznać warsztat pisarski, zastanowić się nad własnymi dążeniami.
Tyle, że najlepiej robić to praktyce. Czyli jeśli ktoś chce pisać
książki, to musi to pisanie ćwiczyć. Warto też znaleźć sobie
kogoś, kto choć odrobinę wprowadzi w tajniki warsztatu i realia
rynku. Są już w tej chwili dostępne różne kursy pisania, wiele z
nich ogłaszanych jest w Internecie lub w mediach społecznościowych.
Funkcjonują też, chociażby na FB różnorakie grupy pisarskiego
wsparcia, bardzo ważne szczególnie dla początkujących pisarzy.
Dlatego
odpowiadając jednym zdaniem – zdecydowanie tak, popieram takie
chęci.
Uczulając
jednocześnie na to, że jest to proces i trzeba niemało ołówka
wypisać, żeby coś sensownie napisać. Jeśli jednak ktoś
nastawiony jest na ciężką i systematyczna pracę – to życzę mu
sukcesów.
Bo
to jest ciężka praca. Nawet jeśli uważam ja za najlepszą,
najbardziej satysfakcjonującą i przynoszącą najwięcej radości
na świecie.
Bardzo ciekawy wywiad. Miło i lekko się go czytało :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie i pozdrawiam serdecznie.
http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/